czwartek, 3 czerwca 2010

Kilka osobistych refleksji o wierze w przemianę Chleba w Ciało i Wina w Krew Pana

Tak sobie mędrkuję w związku z dzisiejszą procesją i świętem Bożego Ciała i chyba się podzielę.

Jak wiecie Kościół katolicki naucza, że w czasie Mszy Świętej, w momencie Konsekracji, chleb i wino stają się prawdziwie Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa.
Naucza dalej , że "zarówno chleb jak i wino przeistaczają się w Jezusa Chrystusa - Jego Ciało, Krew, Duszę i Boskość tak, że w Komunii Świętej Chrystus przychodzi do nas cały i prawdziwy. Co ważne, nawet najmniejsza cząstka konsekrowanej Hostii oraz najmniejsza kropla konsekrowanego "wina" jest Chrystusem; zawsze całym i niepodzielnym.
Obecność Zbawiciela trwa tak długo jak długo utrzymują się postacie chleba i wina".



Większość, tych którzy przyznają się, że są ochrzczeni, są katolikami a nawet więcej praktykują- przyzna zapewne również choć nie zdziwi mnie już nic, że w to wierzy .
No dobrze ale czy na pewno?
Czy tak z ręką na sercu? Czy tak trochę i owszem ale w sumie to jednak nie?No przynajmniej nie do końca?


Poddam Ciebie i siebie prostemu testowi, odpowiedz sobie w swoim sercu tak zupełnie uczciwie:



test 1. WIARA
Podczas mszy świętej w kluczowym momencie Eucharystii -Przeistoczenia chleba w Ciało Pana o czym myślisz gdy klęczysz, gdzie kierujesz wzrok? Pochłaniasz wzrokiem Hostię bo przecież właśnie masz niewyobrażalne szczęście i okazję oglądać samego Jezusa zstępującego na ołtarz, czy też gapisz się gdziekolwiek, na sąsiada, w podłogę ( co jest błędem wielu z nas w kościele bo na pochylenie czoła będzie czas gdy kapłan zaczyna opuszczać Hostię).Póki jest wysoko jest czas na Patrzenie. Dopóki możesz widzieć Hostię jeśli wierzysz, że On to Hostia będziesz z całych sił patrzył, więcej będziesz zapatrzony w Niego tak mocno, będziesz wyciągał szyję by wiedzieć Go dokładnie i żadna siła nie powstrzyma Cię od potrzeby, żądzy, ciekawości i nie wiem czego tam jeszcze gapienia się na Boga. Gdybyś miał zobaczyć realną ludzką postać Jezusa pojawiającą się na słowa kapłana na ołtarzu przecież tak właśnie byś się zachowywał. Prawda?



test 2. UCZUCIA
Dajmy na to, że jesteś naprawdę super poprawny religijnie i przystępujesz do Komunii świętej- przyjmujesz konsekrowany komunikant, który tak szczerze rzecz biorąc smakuje Ci do złudzenia jak zwykły opłatek wigilijny, wracasz do ławki, jakie myśli Cię ogarniają?- czujesz jak przepełnia Cię wewnętrzna radość i wdzięczność ? Czy też jest inaczej- nie czujesz kompletnie nic, szybko połykasz i nie myślisz, wcale ale to wcale, że właśnie masz w sobie Boga, że jesteś w Bogu a On w Tobie od włosów po czubki palców u nóg. Jak to jest z tym Twoim przyjmowaniem Komunii tak naprawdę?

test 3. CZEŚĆ
Idziesz ulicą, mijają Cię przechodnie, być może nawet znajomi, ludzie na których opinii Ci zależy. Gdybyś spotkał Jezusa dziś, tak po prostu, ot przypadkowe, zaskakujące, nieprawdopodobne spotkanie na ulicy z Nim-twarzą w twarz, jak byś się zachował? Upadł byś pewnie na kolana lub co najmniej choć to absolutne minimum kultury osobistej pozdrowiłbyś Go z prawdziwym szacunkiem. Czy robisz to, zrobiłbyś to samo gdybyś minął księdza z ukrytym w dyskretnej kieszonce Najświętszym Sakramentem, (mimo wszystko to od razu widać) idącego ulicą do chorego na przykład, czy zrobiłbyś to na oczach innych?

Miałam okazję sprawdzić siebie w każdej z tych sytuacji, bywało może różnie, nie zawsze wzorowo na różnych etapach mojej wiary, latami widok Hostii nie powodował u mnie żadnych głębszych refleksji, jednak od kiedy Pan dotknął mojego serca to coś mi się odmieniło, walczę o to by Go przyjmować codziennie, mam oczy szeroko otwarte podczas Konsekracji i nie ma niczego i nikogo wtedy, czasem wręcz wyciągam szyję gdy mi ktoś zasłania by napatrzeć się na Niego bez przeszkód takim jakim jest Ukrytym, pragnąc jednocześnie by kapłan pokazywał Go jak najdłużej, to nic, że nie widzę Go w postaci ludzkiej-faktem jest że wiary mi to nie ułatwia no ale trudno jest przez to ambitniej, na to pełne objawienie po tamtej stronie muszę jeszcze poczekać. Czuję wdzięczność i radość gdy Go przyjmuję przyznam, że nieczęsto tak euforyczną jakbym pragnęła choć bywa, bywa, kłopoty czasem i zwykła codzienność przyćmiewa tę radość, liczy się wiara jednak nie uczucia ale radość wewnętrzna niezależna od sytuacji zewnętrznych w życiu i wzruszenie choćby takie ulotne są obecne zawsze.
Kapłana z Najświętszym Sakramentem poza kościołem i procesją mam jakoś okazję spotykać wcale nie rzadko. Po dwóch sytuacjach zaś gdy idąc ulicą opanowywał mnie silny wstyd i strach co ludzie powiedzą, wyjść na nienormalną zdecydowanie nie chciałam i nie zgięły mi się kolana gdy mijałam księdza z Najświętszym Sakramentem w kieszonce na szyi, od tamtego czasu już zawsze klękam, tak jak to było zresztą w zwyczaju wierzących jeszcze te kilkanaście lat temu, czy idzie ulicą, korytarzem szpitalnym, gdziekolwiek by to nie było- mimo, że to niełatwe mówię sobie jednak- mam w nosie wszystkie opinie ludzkie i klękam-lwów za okazywanie wiary na mnie nie napuszczą przecież jak to było kiedyś w czasach prześladowań pierwszych chrześcijan za wiarę- a jak tu nie paść na kolana gdy On -Wielki Bóg nadchodzi?



1 komentarz:

  1. :)
    Zgodzę się ze wszystkim, oprócz punkty drugiego :)Nie tyle uczucia są ważne, co myśli i wola w tym momencie. Z uczuciami różnie bywa - kiedy patrzę na moją wiarę (która w środę skończy 7 lat ;) )to pustyni chyba jest znacznie więcej niż "oazy" i trudno byłoby mi wpadać w ekstazę co 24 godziny, kiedy to przyjmuję Komunię (ja zawsze po takim uniesieniu długo wracam do siebie, więc rozwaliło by mi to kompletnie całe życie ;) ). Taka sytuacja, jak opisujesz, zdarzyła może mi się kilka razy. Na mszy często mi się po ludzku nudzi, a to jest duszno, a to ktoś chrząka, a to ktoś na mnie napiera itp., itd...To nie chodzi o uczucia, bo gdyby tak, to już dawno bym sobie poszła, gdyż z moimi uczuciami w tym względzie różnie bywa. Tak jak piszesz - wdzięczność (dla mnie to bardziej postawa niż uczucie) oraz pragnienie tego, by ta Komunia mnie przemieniła, by On wzrastał, a ja się umniejszała, by żył On, a nie ja...
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń