poniedziałek, 31 maja 2010

Na Dzień Dziecka


Czy będziesz moim dzieckiem?

Może mnie nie znasz,
ale ja wiem wszystko o tobie... Psalm 139,1

Wiem kiedy siedzisz i kiedy wstajesz... Psalm 139,2

Wiem dobrze o wszystkich ścieżkach twoich... Psalm 139,3

Nawet każdy włos na twojej głowie jest policzony... Mat 10,29-31

Na moje podobieństwo zostałaś stworzona... 1Moj1,27

We mnie żyjesz, poruszasz się i jesteś... Dz17,28

Z mojego bowiem rodu jesteś... Dz17,28

Znalem cię zanim się urodziłaś... Jer1,4-5

Wybrałem cię zanim zaplanowałem stworzenie... Ef1,11-12

Nie byłaś pomyłka i wszystkie twoje dni są
zapisane w mojej księdze... Psalm 139,15-16

Określiłem dokładnie czas twoich narodzin i miejsce
w którym będziesz żyć... Dz17,26

Jesteś cudownie stworzona... Psalm 139,13-14

Kształtowałem cię w łonie matki twojej... Psalm 139,13

Byłem ci podpora od urodzenia... Psalm 71,6

Zostałem fałszywie przedstawiony przez tych,
którzy Mnie nie znają... J8,41-44

Nie jestem daleki i zagniewany,
ale jestem wyrażeniem pełnej miłości... 1J4,16

I moim pragnieniem jest, by wylewać moja miłość na ciebie
ponieważ jesteś moim dzieckiem, a ja jestem twoim Ojcem... 1J3,1



Oferuje ci więcej niż twój ziemski ojciec... Mat7,11

Bo ja jestem doskonałym Ojcem... Mat5,48

Każdy dobry dar jaki otrzymujesz pochodzi ode mnie... Jakub1,17

Ja jestem twoim zaopatrzeniem i ja zaspokoję
wszystkie twoje potrzeby... Mat6,31-33

Moje plany dotyczące twej przyszłości zawsze
były przepełnione nadzieja... Jer29,11

Ponieważ ukochałem cię odwieczna miłością... Jer31,3

Moje myśli o tobie są niezliczone tak
jak piasek na brzegu... Psalm 139,17-18

Raduje się z ciebie niezwykła radością... Sof3,17

Nigdy nie przestanę ci dobrze czynić... Jer32,40

Bo jesteś moja szczególną własnością... 2Moj19,5


Pragnę cię ustanowić z całego mojego serca
i z całej mojej duszy... Jer 32,41

I chce ci oznajmić rzeczy wielkie i cudowne... Jer33,3

Jeśli będziesz mnie szukać całym swoim sercem,
znajdziesz mnie... 3Moj4,29

Rozkoszuj się mną a dam ci czego sobie
życzy serce twoje... Psalm 37,4

Bo to ja daje ci pragnienia... Filip2,13

Jestem w stanie uczynić więcej niż sobie wyobrażasz... Ef3,20

Bo jestem tym, który cię zachęca... 2Tes2,16-17

Jestem Ojcem, który pociesza cię w kłopotach... 2Kor1,3-4



Kiedy jesteś przygnębiona jestem z tobą... Psalm34,13

Tak jak pasterz troszczy się o owce,
ja troszczę się o ciebie... Iz40,11

Któregoś dnia zetrę każda łzę z oczu twoich
i usunę wszelki ból... Ap21,3-4

Jestem twoim Ojcem i kocham cię jak syna Jezusa... J17,23

To w Jezusie moja miłość jest objawiona... J17,26

On jest dokładnym odbiciem mojej istoty... Hebr1,3

On przyszedł by zademonstrować, ze ja jestem z tobą
nie przeciwko tobie... Rz8,31

I powiedzieć ci, ze nie liczę twoich grzechów... 2Kor5,18-19

Jezus umarł abyś był pojednany... 2Kor5,18-19

Jego śmierć była wyrażeniem mojej miłości do ciebie... 1J4,10

Dałem wszystko co kochałem, by zdobyć twoja miłość... Rz8,38-39

Przyjdź do domu, a ja urządzę najlepsze przyjęcie
jakie kiedykolwiek niebo widziało... Łk15,7

Zawsze byłem twoim Ojcem i zawsze będę... Ef3,14-15



Moje pytanie brzmi...


Czy będziesz moim dzieckiem? J1,12-13

Czekam na ciebie... Łk15,11-32







środa, 26 maja 2010

Siła świadectwa

W procesie mojego nawracania i poznawania Jezusa, tego jakim On jest, duże znaczenie mieli i mają ludzie spotykani niekiedy niby przypadkiem( rzecz jasna przypadkowość nie istnieje), którzy dzielą się swoim doświadczeniem wiary, także media a w nich znowu przecież ludzie, książki pisane przez dotkniętych przez Niego, zawierające świadectwa działania Boga dziś, opowieści konkretnych osób, o tym jak Bóg zadziałał w kluczowym momencie ich życia zmieniając wszystko i jak nadal działa w codzienności w tysiącu jeden sprawach.

Ciekawie się słucha i czyta o naprawdę stałej interwencji Bożej w życiu ludzi w czasach gdy wydawałoby się w Boga nie należy już wierzyć gdy się jest człowiekiem odrobinę chociaż rozsądnym i wyedukowanym.
Odkąd zaczęłam patrzeć bardziej świadomie na życie i dostrzegać więcej w tym co się wokół mnie dzieje widzę, że On naprawdę stale czuwa i stale działa. Nie jest tym, który może ostatecznie nawet niech istnieje i stworzył ten świat i ludzi ale z racji lepszych rozrywek przestał się nami szybko interesować. Jest Bogiem Aktywnym.

Bardzo dużo w tym temacie dzielenia się świadectwem życia, zbliżania się do Pana, motywowania do ciągłego odwracania się od zła, które powiedzmy sobie szczerze nieraz bardzo apetycznie kusi, dawała mi wspólnota a w niej praktyka cotygodniowego czasu na świadectwa- co też Bóg zrobił w minionym tygodniu, w życiu tej czy innej osoby, czym chciałoby się podzielić z innymi. Trudno może o tym, co czasem bardzo osobiste opowiadać innym, owszem można więc to zachować tylko dla siebie ale skoro te kilka słów może kogoś wesprzeć, uratować, obudzić, dać siłę to jakże egoistycznym jest milczenie.
Zawsze wtedy gdy mam opór wewnętrzny a mam go często bo reakcje na osobę mocno wierzącą w Boga i mówiącą o Nim są różne, słyszę w swojej głowie werset biblijny: „Bo my nie możemy milczeć o tym, cośmy widzieli i słyszeli” – tłumaczył Piotr tym, którzy zabronili mu mówić o Jezusie (Dz 4, 13-20). Dlatego ja sama mimo gdzieś tam toczącej się we mnie walki wewnętrznej powiedzieć czy nie powiedzieć komuś słów kilka, czuję wielką konieczność mówienia bardzo otwarcie o Jezusie i tym co czyni w moim życiu.


Po tych rozmaitych świadectwach interwencji Jezusa w życiu swoim, innych stwierdzam, że naprawdę Bóg wchodzi w każdą przestrzeń życia jeśli jest do tej przestrzeni zapraszany i nagnie nawet jeśli potrzeba prawa fizyki, zjawiska przyrody i utarte prawa rządzące w społeczeństwie ludzi by nam dopomagać w rozmaity sposób.
Od kiedy wiem, że On panuje nad absolutnie całą rzeczywistością, nad całym światem, nad kosmosem, mrówką i planetami wiem, że mogę śmiało prosić Go o rzeczy niemożliwe bo On jest Ich Panem , włada nad nimi.

Od jakiegoś czasu jestem poza wspólnotą ale chwilowo - poza- trochę za bardzo pochłonęło mnie ostatnimi czasy życie doczesne i jego sprawy, bardzo mi tego doświadczania Boga z ludźmi brakuje w życiu i w międzyczasie szukam łapczywie świadectw, które by mnie religijnie doładowały.
Ciekawie się słucha i czyta o naprawdę częstej interwencji Bożej w czasach gdy wydawałoby się w Boga nie należy już wierzyć gdy się jest człowiekiem odrobinę chociaż rozsądnym i wyedukowanym.
Ostatnio na przykład w telewizji o tym jak bardzo osobiście spotkał Boga paradoksalnie na skutek nieszczęśliwego wypadku samochodowego, któremu uległ i cudem uszedł z życiem -opowiadał Radek Pazura, nieco mniej znany brat znanego Cezarego Pazury. Było to piękne świadectwo, zaskakujące nieco bo przecież znałam Radosława Pazurę do niedawna całkiem innym. Ten Radek taki wewnętrznie odmieniony, opowiadał zaś, że spotkał na skutek wypadku - Boga, który napełnił Jego nareszcie głębszym życie Sensem i Bezwarunkową Miłością.

To pokrzepiające zobaczyć, że Pan naprawdę każdego traktuje jak swojego Jedynaka a więc w sposób całkowicie indywidualny, docierając przez wydarzenia takie a nie inne do jego serca, z całym zaangażowaniem-w przedziwnych nieraz okolicznościach, na wszelkie dostępne sposoby, wykorzystując często ludzi troszcząc się o jego prawdziwe życie i szczęście.
Czyż to nie jest dowód na to, że Jezus o nas zabiega, że o nas walczy? Walczy o bliskość i intymność w relacji z Tobą, ze mną.

Kiedyś nasz ksiądz wspólnotowy tłumaczył nam, że na drodze do nawrócenia, osobistego poznania Jezusa, Bóg stawia w życiu każdego z nas ciąg ludzi i stawia ich wielu, jak trzeba dostawia jeszcze kilku, kilkunastu, licząc na to, że po którymś razie zapadka otwierająca serce zadziała.
Każdy taki człowiek, który powie lub zrobi coś na rzecz pokazania bliźniemu Jezusa, który jest Jedyną Drogą Prawdą i Życiem jest kolejnym cennym elementem domina, ważnym elementem, bez którego może coś dalej może nie ruszyć, nie potoczyć się tak jak powinno lub się niekiedy znacznie opóźnić, elementem potrzebnym i ważnym nawet jeśli nie tym dumnym pierwszym od którego zaczął się proces nawracania się lub ostatnim nareszcie decydującym o czyjejś ostatecznej zmianie myślenia, odwróceniu się od dawnego życia, stwierdzenia, że chce się wieść życie już od teraz w prawdziwej bliskości z Bogiem Jezusem.



To nieważne jaki drobiazg o Panu ma się do opowiedzenia, my nigdy nie wiemy co akurat w danym momencie jest potrzebne drugiemu człowiekowi, jaki element wyciągnie z korzyścią dla siebie z rozmowy, jaki dotknie go w samo sedno. Wiele razy doświadczyłam osobiście, że Pan wykorzystał mnie zdarzyło się, że niczego nieświadomą jako narzędzie, wiele, wiele razy ktoś był posłańcem Pana i przynosił mi nieoczekiwanie Jego poselstwo.

Dziś podzielę się z Wami takim świadectwem, które oj ile to już lat było...18? było jednym z tych, po którym byłam tak poruszona, że prawie dwa bite tygodnie byłam całkiem wyjęta z rzeczywistości.
Tutaj wstawię wersję z you touba świadectwa Nickiego Cruza -szefa najpotężniejszego gangu w Nowym Yorku w latach 50,obecnie międzynarodowego ewangelizatora, które wygłosił na żywo w Polsce w 2008 r.




ale ja poznałam tę niezwykłą wprost lecz prawdziwą historię w książce "Krzyż i sztylet" Davida Wilkersona oraz "Nicki Cruz opowiada" napisaną już przez samego Nickiego. Polecam Wam te dwie książki z całej duszy bo są po prostu powalające.
Dziś znów podczas przesiadywania na ławce przy wózku z małym, zapragnęłam powrócić do tej historii i czytam od początku jak wtedy z wypiekami.

poniedziałek, 10 maja 2010

Niepojęty, Niezmierzony

Usłyszałam ją w polskiej wersji ostatnio podczas jednego z chrześcijańskich spotkań-fantastyczna pieśń!

czwartek, 6 maja 2010

Świadectwo majowego cudu

To nieprawda jeśliby ktoś gdziekolwiek Wam wmawiał, że ludzie będący blisko Boga nie borykają się na co dzień z realnym życiem i jego trudami, że nie dotykają ich jego dramaty, że Bóg pozwala taplać się w samym miodku życia, chroniąc przed cierpieniem.
To wszystko-i łzy i śmiech, od początku do końca jest naszym udziałem tak jak udziałem Jezusa było cierpienie, haniebna śmierć ale też tak nierozerwalnie związany z nimi radosny tryumf Zmartwychwstania.
Bóg z bolesnych rzeczy, które trudno zrozumieć i po ludzku zaakceptować jeśli trzyma się Go usilnie za rękęstarając się ufać, potrafi wyciągać dobro, masę dobra dla nas i dla naszego otoczenia.

Jak mówi Biblia:
"A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują [...]
Odkrywam co jakiś czas, że Bóg ostatecznie dopuszcza w moim życiu coś trudnego, czasem niezmiernie bolesnego właśnie po to żeby pomóc mi coś zrozumieć,do czegoś dojrzeć, niekiedy wstrząsnąć, zdopingować mnie bym podjęła wreszcie jakieś konkretniejsze działanie wiary wynikające z niemożności znoszenia dalej takiej sytuacji, a w efekcie pozwala mi dzięki temu duchowo wzrastać.
Czasem jestem naprawdę zdziwiona jak wcześniejsze cierpienie, niezrozumiałe i krzywdzące obraca się w wielkie błogosławieństwo dla mnie- na wielu poziomach mojego życia.


Przez ostatnie kilka lat nosiłam właśnie taki ból w sercu i mimo iż starałam się Mu ufać,od tylu lat idę już przecież za Nim w tak zmiennej codzienności, to powątpiewanie a często i bunt niecierpliwości z niewysłuchania odzywał się praktycznie każdego dnia i co dzień też musiałam zmagać się na nowo i nowo z niezrozumieniem o co Bogu chodzi, dlaczego mi to robi. W chwilach prawdziwego kryzysu odchodząc niemal od zmysłów pytałam zaczepnie- gdzie jest Twoja tak opiewana dobroć? Ha?Gdzie jest? Tak było i ostatnio. Aż do czasu gdy wszystko pojęłam.

Naszym krzyżem małżeńskim, moim wielkim krzyżem i cierpieniem osobistym, oczywiście jednym z wielu, które się statystycznie ma w życiu (sporo nadal targam czekając na godzinę wysłuchania, która wierzę, że nadejdzie,) był brak potomstwa, mimo usilnych naszych starań.
A, że będąc wrażliwą na akty aborcji dokonujące się w świecie,całe lata dzień w dzień modliłam się o życie dzieci zagrożonych w łonach matek a poza tym byliśmy z mężem naprawdę w porządku wobec Pana w przedmałżeńskiej i małżeńskiej sferze seksualnej dlatego to szczególnie godziło we mnie, dotykało mnie do żywego, czułam, że to głęboko niesprawiedliwe, że właśnie nas to spotkało.

Podzielę się z Wami dokładnie tym moim skróconym świadectwem, jakie przygotowałam sobie na potrzeby wystąpienia przed liczniejszą grupą ludzi z mojego kościoła by zaświadczyć, że jakkolwiek byśmy sądzili oceniając sytuację ułomnie po ludzku to Jezus naprawdę ma uszy, które słuchają naszych wołań.
Moja opowieść gdybyśmy usiedli razem twarzą w twarz byłaby znacznie barwniejsza i duuuużo bardziej zaskakująca ale sądzę, że zrobiłoby się z tego kilka dobrych stron opowieści o tym co się działo w maju zeszłego roku w moim życiu więc muszę to potężnie skrócić.

"Mam na imię Katarzyna, mam 34 lata. Dokładnie rok temu 4 maja w mojej parafii miała miejsce msza św z modlitwą o uzdrowienie. Byliśmy wtedy na niej oboje z mężem prosić Pana o dziecko dla nas.
Staraliśmy się o nie 4, 5 roku. Ponieważ długo były problemy z zajściem w ciążę zaczęliśmy się niepokoić, odwiedzaliśmy kolejnych polecanych lekarzy, robiliśmy badania, z każdym kolejnym miesiącem coraz bardziej zaawansowane, drogie, gdy częściowo znane już były problemy próbowaliśmy rozmaitych terapii, wydaliśmy jak dziś przeliczam naprawdę mnóstwo pieniędzy na to wszystko. Nie wspomnę ile te wszystkie badania, wizyty kosztowały nas oboje, szczególnie mnie kobietę- emocji, skrępowania, zawodzonych wciąż nadziei. Wyczekiwane dziecko wciąż się nie pojawiało, choć robiliśmy po ludzku co w naszej mocy a także modliliśmy się o nie jako wierzący. Po 2 latach starań prawdopodobnie na skutek terapii w ciągu jednego roku doświadczyłam trzech epizodów ciążowych...... za każdym razem bardzo szybko kończących się poronieniami. Nigdy nie dane mi było zobaczyć na usg bijącego serduszka, ani nawet zarodka- na starcie zawsze było już po wszystkim. Padła nawet przypuszczalna diagnoza, że mój organizm odrzuca ciążę na zasadzie immunologicznej autoagresji.

To były bardzo trudne chwile, borykanie się z uczuciem ogromnego smutku, pustki i bezsensu, żalu do Boga, oskarżeń, że bawi się nami, że daje i odbiera, a także zazdrości, że innym się udaje a nam wciąż nie.
Kolejne 2,5 roku nie zmieniało nic w naszej sytuacji. W chwilach bezsilności czułam, że naszym losem jest już raczej bezdzietność. Mój coraz gorszy stan emocjonalny potęgował każdy kolejny zawiedziony miesiąc, wstyd się przyznać ale też każda napotkana ciężarna, każda kolejna obwieszczana nam ciąża wśród naszych znajomych i przyjaciół, tym bardziej , że w naszym zaprzyjaźnionym otoczeniu nie było już prawie małżeństw bez potomstwa. Odsuwałam się od najbliższych przyjaciół, unikałam spotkań wiedząc, że będą pełne ich dzieci, chroniąc w ten sposób siebie przed kolejnymi zranieniami, przed tą wielką niespełnialną tęsknotą, która stawała się wprost nieznośna.

Rozchorowałam się pod koniec kwietnia zeszłego roku gdy o swej ciąży poinformowali nas nieśmiało nasi najbliżsi przyjaciele- ostatni już z czekających na potomstwo. Żołądek bolał mnie ze stresu bezustannie prawie 2 tygodnie, lekarz widząc w czym problem doradzał mi przyjmowanie antydepresantów ponieważ niemal nie przestawałam już płakać dniami i nocami z rozpaczy i bezsilności.

Na tę mszę św w o uzdrowienie, która miała miejsce w maju poszłam z prawdziwie dziką determinacją wybłagania, wyżebrania, u Boga dziecka. To miał być mój miesiąc zapamiętałego szturmowania nieba, tak sobie postanowiłam, że jeśli się nie uda Go uprosić, poddam się i zaczniemy poważnie rozważać adopcję.

Pamiętam, że przed mszą świętą zbierano od nas karteczki z wypisanymi naszymi intencjami o co chcemy prosić Pana. Ja stanęłam wtedy na rzęsach wiary i pamiętam. że wcale nie prosiłam lecz napisałam tak: Jezu uwielbiam Cię i dziękuję za to, że w tym miesiącu obdarzysz nas upragnionym potomstwem.

Pamiętam do dziś dwa piękne momenty z tej mszy św: bardzo osobiste spojrzenie Jezusa z monstrancji podczas indywidualnego błogosławieństwa oraz żarliwą modlitwę wstawienniczą osoby proszącej w mojej sprawie. Przez cały maj kontynuowałam wraz z mężem, i tymi których prosiłam o wsparcie niezwykle żarliwie modlitwę o uproszenie nam dziecka. Codzień wyobrażałam sobie w modlitwie, że Pan formuje dla nas dziecko i powierza je nam.

Moja przyjaciółka w tajemnicy przede mną zamówiła msze święte codzienne w okresie maja w intencji wyproszenia nam łaski potomstwa. Modliły się też z nami żarliwie liczne zgromadzenia zakonne i wspólnoty, kapłani do których pisałam mailowo z prośbą o wsparcie.

Powiedziałam sobie, że zamęczę tego Jezusa aż mnie wysłucha. Mogę powiedzieć śmiało, że modliłam się o to w tamtym miesiącu tak jakby od tego zależało absolutnie całe moje życie: całym sercem, duszą i ciałem.

31- ostatniego dnia maja dowiedziałam się, nie mogąc w to prawie uwierzyć, że jestem w ciąży!

To była inna ciąża niż te poprzednie. Była bardzo silna. Bóg pokazywał mi bezustannie przez 9 miesięcy, że mimo słabości mojego organizmu, który wykluczał praktycznie możliwość donoszenia ciąży, On swoją mocą doprowadzi ją do szczęśliwego zakończenia. Prognozowano mi bowiem, że mogę przedwcześnie urodzić już od 19 tyg, w 21 tyg zaś przeżyłam 10 godz krwotok, złą sytuację i zagrożenie przedwczesnym porodem w każdej chwili zakomunikowano mi ponownie w 29 tyg a ja ku zaskoczeniu wszystkich i dzięki Panu, urodziłam synka w 40 tyg. kilka dni po terminie.

Dziś cieszymy się bezgranicznie z mężem naszym 3 miesięcznym pięknym, zdrowym synkiem Gabrysiem i nazywamy bez wahania swoje przeżycie- cudem dziękując za nie Jezusowi.

Chwała Panu!